Andrzej Olszański: Robiliśmy z Julkiem Elektrokapuściochę, coś wiecie na ten temat?
Takie paskudne powiedzenie się nam przyczepiło w Studio, ktoś to przyniósł, nie wiem, może Steblecki czy Trojnarski i wszystko to była tak zwana „piździocha”. W związku z tym, że ja nie chciałem używać takiego wulgarnego słowa, to wymyśłiłem „kapuściocha”, które brzmi podobnie, ale jest jakieś przyjemniejsze. I ta „kapuściocha” się też przyjęła w Studio, wszyscy już przeszli na „kapuściochę” i jak wymyśliliśmy z Julkiem, że będziemy robić machinę do filmu, to Julek ją ochrzcił „Elektrokapuściochą”. To była nasza prywatna inicjatywa, wymyśliliśmy przy wódeczce, że trzeba zbudować coś takiego, dobrze nam się wymyślało. To była taka rama jak ploter, która się porusza w dowolnych kierunkach, nie jak np. jego Chropograf, który skanował, natomiast ploter to rysik czy nóż... Postanowiliśmy zgromadzić odpowiednie materiały i ja przyniosłem z domu silniki elektryczne, jakieś selsyny czy coś, bo akurat takie miałem. To co wymyśliliśmy, to w zasadzie był taki ploter, to miało być urządzenie, które kopiuje, w dowolnej skali.
Prace były już nieźle zaawansowane, ale brakło nam wytrwałości, w każdym razie zaniechaliśmy tej produkcji i Julek to wytłumaczył mówiąc: – Słuchaj, rzeczą artysty jest wymyślić, a już wykonawstwo to jakiś rzemieślnik spokojnie może zrobić. W końcu Leonardo też nie wszystkie machiny swoje realizował, ważne, że wymyślił – mówi. I tak się skończyła ta nasza historia. Nawiasem mówiąc gdzieś te silniczki chyba zostały u Julka jako nagromadzony sprzęt. Nie wiem co się z tym wszystkim stało ...
następna opowieść